Duszpasterstwo bezdomnych mężczyzn

Niedaleko Brzegu w Archidiecezji Wrocławskiej w miejscowości Pępice, mieści się Dom dla bezdomnych mężczyzn im. św. Brata Alberta. Zgodnie z charyzmatem naszego Zgromadzenia, w którym wychodzimy na przeciw wszystkim zepchniętym przez społeczeństwo na margines schronisko rozpoczęło swoją działalność na rzecz bezdomnych mężczyzn 23.03.1983 roku. Prowadzone jest przez braci naszego Zgromadzenia przy współudziale osób świeckich. Celem istnienia naszego schroniska jest udzielenie pomocy materialnej (nocleg, wyżywienie odzież) duchowej (codzienna msza św. i modlitwa) oraz prawnej (pomagamy w organizacji dokumentów, uzyskaniu grupy inwalidzkiej, zasiłków socjalnych, rent i emerytur, mieszkań) jak również medycznej osobom bezdomnym i opuszczonym z terenu całego kraju. Schronisko to miejsce przywracania człowiekowi jego ludzkiej godności i wartości. Dotychczasowa działalność schroniska spotkała się z dużym uznaniem ze strony przedstawicieli władz różnych szczebli i to zarówno świeckich jak i kościelnych.

Historia:

Początki schroniska w Pępicach sięgają daty 23 marca 1983 r. Wtedy to Janina i Szymon Winiarzowie pod namową swych synów a jednocześnie braci zakonnych przyjęli pierwszego podopiecznego będącego mieszkańcem jedynego w Polsce schroniska przy ul. Lotniczej we Wrocławiu. W 1984r. państwo Winiarzowie oddali swój dom-dorobek całego życia-Towarzystwu Pomocy im. św. Brata Alberta tworząc tym samym oficjalnie pierwsze schronisko w domu prywatnym, pierwsze na wsi , pierwsze i jedyne prowadzone przez trzech braci rodzonych a jednocześnie zakonnych, mówiąc prosto braci jednej krwi i jednej reguły. W 1986 r. br. Ryszard rozpoczął starania w celu założenia Koła Brzeskiego Towarzystwa Pomocy im. Św. Brata Alberta co jeszcze tego roku zakończyło się sukcesem. Od dnia założenia opiekunami są Bracia Pocieszyciele z Getsemani, a Janina i Szymon Winiarzowie biorą czynny udział w jego tworzeniu. Swój ogromny wkład wnoszą także pracownicy koła oraz wolontariusze. W roku 2008 Koło Brzeskie Towarzystwa św. Brata Alberta uzyskało osobowość prawną. Obecnie w Schronisku posługuję trzech braci i jeden ojciec.

Schronisko rozwija się dzięki ofiarności ludzi dobrej woli, można przekazywać dary materialne oraz finansowe

(np. ofiarując 1% podatku dochodowego)

KRS 0000311370

konto bankowe PKO SA Brzeg: 30 1020 3668 0000 5302 0008 6777

Kontakt:

Schronisko im. św. Brata Alberta
Pępice 81, 49-351 Przylesie
Tel: 77 412-39-87
kolobrzeskie.tpba@wp.pl

 bratalbertpepice.pl

Dać dychę bezdomnemu na obiad to jest gest. Zaproszenie go na posiłek do domu to już szczyt ofiarności. Dlatego chyba wulkanem miłosierdzia można nazwać krok braci z Pępic. Całą ojcowiznę przerobili na schronisko dla bezdomnych. Było sobie trzech braci. Andrzej, Zbyszek i Rysiek. Wszyscy grzeczni i uczynni. Razem pomagali biednym. Razem też postanowili zostać duchownymi. Najpierw szaty zakonne założył Andrzej, potem Zbyszek, a na końcu najmłodszy z nich Rysiek. Pewnego dnia przywieźli do gospodarstwa swoich rodziców bezdomnego. Z czasem biedaków było coraz więcej aż w końcu bracia postanowili zamienić ojcowiznę w przytulisko dla biedoty. I tak już zostało do dzisiaj…

Fajnie, brzmi jak szkolna legenda o świętym Aleksym, co rozdał biednym swój majątek. Tylko tutaj mamy takich trzech Aleksych – uśmiecha się Mariusz, czwarty z braci Winiarzów z Pępic.
Pijani, brudni, zaniedbani
To rodzinny rodzynek. Najmłodszy z braci, który nie założył szat zakonnych. Ma rodzinę, trójkę dzieci, a do pracy przychodzi również do schroniska. Jest opiekunem, dozorcą, kwatermistrzem. Takim fachmanem od organizacji pracy dla bezdomnych.
– Na początku, jak byłem mały, nie mogłem zrozumieć, dlaczego moi bracia zwożą do domu bezdomnych – opowiada Mariusz.
– Ciągle jacyś obcy ludzie pętali się po gospodarstwie. Pijani, brudni, zaniedbani. Często byłem na nich zły. Można powiedzieć, że się nawet buntowałem. Nie dosyć, że inne dzieci śmiały się ze mnie, iż moi bracia urządzają w domu klasztor, to na dodatek miałem pod nosem tych bezdomnych. Kiedy jednak człowiek trochę podrósł, zaczął się jakoś przyzwyczajać do tej sytuacji. Co więcej: sam zacząłem pomagać w rozbudowie schroniska. Teraz jestem tu opiekunem.
Za komuny było to pierwsze schronisko dla bezdomnych mężczyzn im. św. Brata Alberta. Tutaj ściągała biedota i niedorajdy z całego kraju. Multum ludzi. Zjawili się też i nasi zakonnicy z Pępic. Z pomysłem założenia nowego zgromadzenia zakonnego. Wtedy każdy z nich był już w seminarium.
Chcieliśmy nauczyć się fachu na Lotniczej, a potem planowaliśmy powołać jakiś nowy zakon. Plan był tylko jeden – służyć i pomagać biednym oraz bezdomnym – opowiada brat Ryszard Winiarz, dzisiaj kierownik schroniska brzeskiego koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. – Ale biskup Józef Pazdur poradził nam, abyśmy spróbowali działać w ramach tego, co już jest. Obowiązków nigdy za mało, a roboty starczy dla wszystkich i na całe życie. Już w marcu 1983 roku przywieźliśmy do naszego domu w Pępicach pierwszego bezdomnego. Trochę przez przypadek, bo chcieliśmy, by zmienił środowisko. Na wsi zaczął pracować, przestał pić.
Rodzice prowadzili gospodarkę i potrzebowali rąk do pracy. Dlatego szybko dali się przekonać, że kilkoro potrzebujących pomocy w naszym domu im nie zaszkodzi. Zanim się spostrzegliśmy, w ciągu roku było już ponad 20. Wtedy postanowiliśmy, że ruszamy pełną parą ze schroniskiem.
Na dole są trzy duże pokoje. Na górze dwa pomieszczenia. To w głównym budynku. Poniemieckiej chacie z dużym podwórkiem. Z boku, w dobudówce są jeszcze sale nocne. Rodzice powędrowali na piętro, bo parter zaczęli zajmować bezdomni. Coraz więcej i więcej bezdomnych. Ale wieś, nawet ta nowoczesna, w postindustrialnym późnym PRL-u, miała swoją mądrość i nie lubiła, jak ktoś jej pod bokiem sprowadza obcych. Łachudrów, obszarpanych bidoków, których zniszczone twarze same mówiły o ich perypetiach życiowych. Zaczęły się problemy.
– Może na początku ludzie się bali, bo nie wiedzieli, co to takiego to schronisko Brata Alberta – mówi Maria Klamka, sołtys Pępic. – Ale jak Zbyszek z Ryśkiem zorganizowali zebranie na wsi i powiedzieli, że zamierzają założyć przytulisko, ludzie obdarzyli ich zaufaniem. Mieli pokazać, co potrafią. I pokazali. Dzisiaj nikt już sobie nie wyobraża Pępic bez schroniska. A ich podopieczni najmują się do różnych prac. Nawet czasem jak ktoś do nich idzie po raz pierwszy i padnie pijany na przystanku, to zaraz go zabierają do środka, by się nim zająć. Zresztą bezdomni mają zakaz wychodzenia na wieś. Chyba że za zgodą kierownika.
Nienawiść przerodziła się w miłość
Bracia zapewniają, że to ręka Boska trzyma nad nimi władzę. Wierzą, że dzięki niej nienawiść przerodziła się w miłość. Policji, a wcześniej milicji do schroniska. Ta nienawiść władzy ludowej skończyła się po zaledwie jednej akcji. Rewizji w schronisku.
– Pewnego wieczoru, może wiosną lub latem 84 roku, do schroniska wpadła kupa zomowców – opowiada ksiądz Zbigniew.
– Postawili wszystkich pod ścianą i zaczęli rewidować. Dokumenty, kieszenie, pakunki. Chyba z sześciu, może ośmiu chłopa stało z rękami podniesionymi do góry. A oni czytali na głos: – Józek Z., emeryt, pierwsza grupa inwalidzka, bezdomny. Bogdan J., druga grupa inwalidzka, bezdomny. Henryk G., emeryt, bezdomny… Im szli dalej, tym mieli coraz marniejsze miny. Przy piątym kliencie dali sobie spokój. Potem przyszła opinia z milicji, kiedy staraliśmy się o zalegalizowanie schroniska. Okazało się, że władza ludowa orzekła, iż nasze schronisko jest wzorowym przykładem postawy obywatelskiej i działalności proletariackiej. I tak oto milicja została naszym przyjacielem. Zresztą do dzisiaj policja jest jedyną instytucją, z którą współpraca układa nam się wzorowo.