Stan zdrowia Ojca Litomiskiego nieustannie się pogarszał. Przygotowywał się do spotkania ze Zmartwychwstałym. Ostatni chwile w życiu Założyciela to całkowite wypalanie miłości własnej. Bóg w ten sposób przygotowywał go do odebrania wieńca życia wiecznego. Serce Boże, które Ojciec Józef pocieszał przez całe swoje życie, miało być jego nagrodą. Ojciec Jozafat, tak wspomina ostatnie spotkania z Założycielem: z wielką cierpliwością przygotowywał się na śmierć. Koledzy ze studiów, kapłani i współbracia, którzy odwiedzali Miłego Ojca mówili, że nie skarżył się na boleści. Zawsze ich witał i przerywał modlitwę brewiarzową lub różańcową, aby być z nimi. Często prosił o modlitwę, bo mówił, że śmierć jest czymś bardzo ważnym, chciał się do niej dobrze przygotować. Człowiek rodzi się bez osobistego udziału, ale do odejścia z tego świata, musi przygotować się sam. W duchowym testamencie przypomniał nam: aby pamiętać o konających, dając samemu tego przykład.

W ostatniej drodze życia Ojcu Litomiskiemu towarzyszył biskup Kajetan Matoušek. To właśnie on opisał ostatnie chwile życie Drogiego Założyciela: mszę św. sprawował codziennie o godzinie 7.00 rano, w kościele św. Wojciecha. Resztę czasu spędzał w swoim mieszkaniu. Od 15.02.1955r. – podupadł na zdrowiu, nie mógł już sprawować Eucharystii w kościele. Przez krótki czas odprawiał Mszę św. w domu, z czasem zaniechał również tego. Codzienne prace i opiekę sprawowała nad nim pani Šulcova z Branika, a ostatnie 2-lata pani Hofbauerova. Spowiadałem go co 14-dni. Kiedy widziałem, że bardzo zaniemaga, na święto Wniebowstąpienia Pana 20.05.1956r. po spowiedzi, zaproponowałem mu przyjęcie Komunii św. i podałem mu przez zamoczenie wiatyk z generalną absolucją. Nie spodziewał się, że tak szybko umrze. Przeżył wiele, bardzo ciężko mu się oddychało. 6 czerwca 1956 r. wieczór był duszny, nadciągała burza. Po godzinie dziewiątej przyszła po mnie pani Hofbauerova, mówiąc że Ojciec Generał zawołał ją z kuchni, że źle się czuje. Zostawiła go siedzącego na fotelu. Miałem drzwi obok, także w w ciągu minuty byłem u niego. Nogi miał na ziemi, leżał na fotelu, przewrócony na wznak, ciężko chrypał. Szybko udzieliłem mu jeszcze rozgrzeszenia. Wydał ostatnie tchnienie. Zaczęła się wielka burza. Położyliśmy go do łóżka. (Modliłem się sam modlitwą za zmarłych.)

Zgasło ziemskie światło Ojca Litomiskiego, wzeszło Słońce Wiekuiste. Była środa – dzień św. Józefa w oktawie Bożego Ciała, przed świętem Najświętszego Serca Jezusa, tak jak mu przepowiedziała Matka Róża – Założycielka Sióstr Pocieszycielek. Była 21.15 szóstego czerwca 1956 roku. Bóg nie oszczędził swemu słudze cierpień, zjednoczył go ściśle z życiem i ofiarą Krzyża swego Syna. Miłość Ojca Założyciela wytapiała się niczym złoto w tyglu. Nadszedł dzień, do którego przygotowywał się przez całe życie. Serce Boga, któremu zawierzył samego siebie, staje się nagrodą i pociechą po wszelkich przeciwnościach i ziemskich problemach.